Kremowa pielęgnacja czyli słów kilka o Make Me Bio - Orange Energy

Dzisiejszy dzień był słoneczny i relaksujący... Gdy odpoczywam na łonie natury, gdzie mam bliski kontakt z przyrodą natychmiastowo moje myśli kierują swój tor nad chwilą zadumy czy dbam o odpowiednią pielęgnację swojej cery i ciała...

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o pewnym produkcie, który zapewnia jej wszystko to, co naturalne i zbawienne dla mojej cery.


Krem Make Me BIO zamknięty jest w szklanym i przyciemnianym słoiczku wykonanym z grubego szkła. W środku nie znajduje się ochronna nasadka, tak typowa dla wielu kremów, ale za to znajdująca się na opakowaniu banderola informuje nas, że nikt go wcześniej nie otwierał, bo po pierwszym przekręceniu wieczka zostaje ona zerwana.


Skład jest bardzo interesujący... Opracowany na bazie wody z kwiatu pomarańczy i wzbogacony o
Olejki z migdałów, jojoba i shea oraz innych bardzo przydatnych składników...



Jak można zauważyć data ważności tego kremu jest krótka i wynosi tylko rok od daty produkcji. Po otwarciu kosmetyku należy go zużyć w ciągu 6 miesięcy. Jak na 60 ml pojemność kremu jest to możliwe do osiągnięcia ;)


Krem ma zbitą i gęstą konsystencję przypominającą kremowy serek, który po nałożeniu jest aksamitny i delikatny...


Z łatwością rozprowadza się po skórze ale nie wchłania się do matu... Pozostawia po sobie taką delikatną ale wyczuwalną tłustą powłokę - niczym mur ochronny przed zewnętrznymi wrogami ;)


Zapach produktu jest obłędny!!! Jest to aromat soczystej pomarańczy, która swoją cytrusową mocą dodaje mi świeżości i energii na cały dzień ;)

Krem stosowałam na różne sposoby. Zarówno na dzień - stanowi bardzo dobrą bazę pod makijaż, który nie roluje się na cerze, nie spływa z niej po całym dniu, a utrzymuje się przez cały dzień w bardzo dobrej kondycji, jak i na noc - tutaj aplikuję grubszą warstwę kosmetyku, który pracuje przez całą noc a rano widoczny jest efekt nawilżenia, napięcia i gładkości cery.


Dla mojej cery jest to krem, który bardzo dobrze się sprawdził (słyszałam, że ta wersja jest lepsza od Rose) ale powiem Wam szczerze, że nie wzbił się na podium wśród stosowanych przeze mnie kremów do twarzy. Cena za ten kosmetyk to 49zł.

a Wy miałyście okazję go używać???

Pozdrawiam

LuxFly

Komentarze

  1. Zastanawiałam się ostatnio czy go nie kupić. Mam krem Featherlite, ktory bardzo lubię a i na ten nabrałam ochoty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mi ten bardzo przypadł do gustu, a kremu Featherlite jeszcze nie miałam... Jak go oceniasz???

      Usuń
    2. Krem bardzo przyjemny,a Featherlite jeszcze nie miałam.... Jak go oceniasz???

      Usuń
  2. Wygląda całkiem przyjaźnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam ochotę na tą drugą wersję Rose, ale jeszcze się nad tą zastanowię, bo teraz kuszą obydwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam, że Orange Energy jest bardziej chwalony, ale wiadomo, każda cera inna ;)

      Usuń
  4. Te kremy są w moich planach, ale wiesz zapasy musze zuzyc : c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie nawet nie wyobrażam sobie ile tego masz ;)

      Usuń
  5. Miałam już dwa kremy z tej firmy i oba zaowocowały mega wysypem... :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz