Bielenda - peeling do ciała papaja
Kochani,
Mimo, że termometr wskazuje 38,6 stopni temperatury mojego ciała - gorąca ze mnie kobita ;))) mam ogromne postanowienie być konsekwentną w działaniu, dlatego dziś zapraszam Was na krótką recenzję peelingu, który gościł u mnie w łazience przez ostatni czas...
Peeling można było kupić na promocji w Biedronce za 5,99zł. W moje ręce wpadł kosmetyk o zapachu papai, a że lubię takie egzotyczne nuty - czasem zastanawiam się, czy to nie jest moje rdzenne pochodzenie ;) z ogromna przyjemnością zakupiłam ten produkt i pognałam z nim czym prędzej do domu...
Jak to zazwyczaj robią blogerki, pierwszy rzut oka został skierowany na skład tego maleństwa... - maleństwa, bo dopiero w domu zorientowałam się, że ma tylko 100ml pojemności... Chociaż wiem, czemu taki lekki mi się wydawał ;)))
Parafina bardzo wysoko - co czuć podczas stosowania na skórze...
Jak sami widzicie pudełeczko prezentuje się bardzo pomarańczowo i soczyście... Zapach trochę mnie zawiódł, bo wyczuwam tam coś chemicznego i ostrego, mimo, że kwaśny aromat unosi się w całej łazience i namiastkę świeżego, tropikalnego zapachu można sobie powdychać...
A co mówi o nim producent???
I jak przystało na przykładną osóbkę wczytując się w instrukcję użytkowania, namoczyłam swoje ciało i wmasowywałam w nie peeling o zbitej konsystencji...
Po nabraniu kosmetyku w swoje czcigodne ręce, zacisnęłam zęby i byłam zwarta i gotowa do działania... A tutaj ZONK... Przez moment zastanawiałam się, czy ja jestem już tak pozdzierana,że słabo czuję już peelingi na swoim ciele, ale po dłuższym stosowaniu doszłam do wniosku, że to peeling nie jest takim strasznym zdzierakiem jak myślałam... Dlatego też zwracam się do wszystkich delikatnych osóbek na tej kuli ziemskiej - jeśli jesteście zwolennikami łagodnego peelingu, to ten będzie dla Was idealny!!!
Po kilku naszych wspólnych chwilach, szybko doczekał się swego kresu, więc jeśli chodzi o wydajność - jest ona słaba... Ale muszę Wam powiedzieć, że moja skóra została delikatnie wygładzona i miękka w dotyku, a peeling nie miał czasu mi się znudzić więc jest ok!!!
Niestety parafina pozostaje na ciele (czego ja bardzo nie lubię) i tą tłustość czuć nie tylko na nim, ale widać też w wannie po zastosowaniu produktu...
A Wy skusiliście się na promocję???
Jutro dowiecie się więcej o jego braciszku... albo siostrzyczce ;)))
Aaa... Pamiętajcie czytając ten post, że jestem pod wpływem lekarstw, które mogą mieć skutki uboczne ;)))
Buźka
LuxFly
Mimo, że termometr wskazuje 38,6 stopni temperatury mojego ciała - gorąca ze mnie kobita ;))) mam ogromne postanowienie być konsekwentną w działaniu, dlatego dziś zapraszam Was na krótką recenzję peelingu, który gościł u mnie w łazience przez ostatni czas...
Peeling można było kupić na promocji w Biedronce za 5,99zł. W moje ręce wpadł kosmetyk o zapachu papai, a że lubię takie egzotyczne nuty - czasem zastanawiam się, czy to nie jest moje rdzenne pochodzenie ;) z ogromna przyjemnością zakupiłam ten produkt i pognałam z nim czym prędzej do domu...
Jak to zazwyczaj robią blogerki, pierwszy rzut oka został skierowany na skład tego maleństwa... - maleństwa, bo dopiero w domu zorientowałam się, że ma tylko 100ml pojemności... Chociaż wiem, czemu taki lekki mi się wydawał ;)))
Parafina bardzo wysoko - co czuć podczas stosowania na skórze...
A co mówi o nim producent???
I jak przystało na przykładną osóbkę wczytując się w instrukcję użytkowania, namoczyłam swoje ciało i wmasowywałam w nie peeling o zbitej konsystencji...
Po nabraniu kosmetyku w swoje czcigodne ręce, zacisnęłam zęby i byłam zwarta i gotowa do działania... A tutaj ZONK... Przez moment zastanawiałam się, czy ja jestem już tak pozdzierana,że słabo czuję już peelingi na swoim ciele, ale po dłuższym stosowaniu doszłam do wniosku, że to peeling nie jest takim strasznym zdzierakiem jak myślałam... Dlatego też zwracam się do wszystkich delikatnych osóbek na tej kuli ziemskiej - jeśli jesteście zwolennikami łagodnego peelingu, to ten będzie dla Was idealny!!!
Po kilku naszych wspólnych chwilach, szybko doczekał się swego kresu, więc jeśli chodzi o wydajność - jest ona słaba... Ale muszę Wam powiedzieć, że moja skóra została delikatnie wygładzona i miękka w dotyku, a peeling nie miał czasu mi się znudzić więc jest ok!!!
Niestety parafina pozostaje na ciele (czego ja bardzo nie lubię) i tą tłustość czuć nie tylko na nim, ale widać też w wannie po zastosowaniu produktu...
A Wy skusiliście się na promocję???
Jutro dowiecie się więcej o jego braciszku... albo siostrzyczce ;)))
Aaa... Pamiętajcie czytając ten post, że jestem pod wpływem lekarstw, które mogą mieć skutki uboczne ;)))
Buźka
LuxFly
Ja mam jeden peeling, który kupuję tylko dla zapachu, a jest nim ten z Joanny, o zapachu bzu :) Tak to unikam parafiny :)
OdpowiedzUsuńmusze go w końcu kupic, bo mnie strasznie do niego zachęcilaś ;)
Usuńpolecam, pachnie obłędnie :D
Usuństrasznie mnie zapach zachęca
OdpowiedzUsuńspodziewałam się lepszego... ale jest soczyście i owocowo ;)
UsuńZdrówka Kasiu :* łączę się w bólu chorobowym
OdpowiedzUsuńJa kupiłam winogronowy ale na razie nie doczekał się debiutu :)
Dziękuję ;))) Niech zdrowie nas nie opuszcza bo nie znoszę chorować ;)
UsuńJakiś czas temu miałam niemiła przygodę z peelingiem Bielenda z serii Awokado (z peelingiem i nie tylko) i od tamtej pory boję się zaufać marce...
OdpowiedzUsuńooo.... mi na szczęście nic sie do tej pory nie przytrafiło, ale będę ostrożniejsza...
UsuńHahahhaha Kasia, czy mama wie ze ćpiesz? :p mam go ale nadal czeka w zapasach : (
OdpowiedzUsuńnie wie, bo nie ćpię ;)
UsuńJa jestem zwolenniczką mocnych zdzieraków, takie smyracze to nie dla mnie ;) W Biedronce skusiłam się tylko na jeden produkt Bielendy, arbuzowe masło.
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrówka życzę :)